Monika Rosmanowska
"Samotność pól bawełnianych", najnowsza premiera kieleckiego teatru, szokuje. I daje widzowi, przyzwyczajonemu traktować teatr jak rozrywkę, w twarz. Raz za razem.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Gaz
Sztuka Bernarda-Marie Koltesa w reżyserii Radosława Rychcika to rzecz o przypadkowym spotkaniu dwóch mężczyzn. Dealer (w tej roli Wojciech Niemczyk) ma coś do sprzedania, Klient (Tomasz Nosiński) - chce coś kupić, ale nie potrafi nazwać swojej potrzeby. Nie o zwykłą transakcję tu jednak chodzi, ale raczej o pokazanie relacji panujących w dzisiejszym społeczeństwie, relacji, które traktowane są w kategoriach czysto użytkowych - wymiany, dealu. Niemczyk i Nosiński, Dealer i Klient, wymieniają się więc słowami, minami, dotykiem i... nic z tego nie wynika. Tekst Koltesa, ostry, pełen metafor, zapętleń, niedomówień, pełen "szumów", z których odcedzić trzeba to co istotne - tak jak powieści Michela Houellebecqa, Philippe Djiana czy Douglasa Couplanda - jest lustrem, w którym widzimy samych siebie i ten widok do najprzyjemniejszych nie należy. To lustro pokazuje, że w tym swoim triumfalnym pochodzie ku lepszej przyszłości doszliśmy tylko do punktu, w którym istnieje pożądanie, lecz nie ma obiektu pożądania, istnieje przymus konsumowania, lecz nie bardzo wiemy, na co mamy ochotę i co miałoby nas zaspokoić, bo na pewno nie seks, narkotyki czy pieniądze. Świat w oczach Koltesa to świat, w którym pustka osacza i nie daje o sobie zapomnieć, a człowiekiem rządzi nieopisany lęk przed samotnością.
W tym spektaklu widz w kameralnej atmosferze Pokoju Becketa konfrontowany jest tylko z dwoma aktorami, dwoma postaciami i słowami. To one są tu najważniejsze. Towarzyszy im nowoczesna, transowa, klubowa muzyka grana na żywo przez młody zespół Natural Born Chillers, która dodatkowo akcentuje emocje postaci, ale, niestety, od wypowiadanych słów - a tekst łatwy nie jest i wymaga od widza nieustannego skupienia - odwraca uwagę.
Choć w spektaklu (który jest raczej połączeniem koncertu, dyskoteki, poetyckich slamów czy imprez klubowych niż tradycyjnym spektaklem) dwóch aktorów, opowiadając o rozpaczliwej samotności i braku uwagi ze strony innych, usiłuje zwrócić na siebie uwagę widzów. Wojciech Niemczyk i Tomasz Nosiński dają z siebie wszystko. Tańczą, wyginają ciała w konwulsyjnych pozach, tikach, drgawkach i prowadzą dialog naładowany skrajnymi emocjami, pełen nerwowych pisków, krzyków i skowytów (brawa dla Wojciecha Niemczyka za efektowną scenę z narastającym, histerycznym krzykiem), jak gdyby chcieli własnymi ciałami powiedzieć: tak, świat oszalał, ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że my w tym świecie żyjemy i musimy żyć dalej. Pytanie tylko: jak w tym szaleństwie odnaleźć metodę na siebie, na spokój, na przyzwoitość, na zaspokojenie?
Reżyser Radosław Rychcik wytrąca widza z równowagi. Żongluje emocjami, szokuje. I sprawia, że wobec tego, co na scenie, nikt nie pozostaje obojętny. Tak jak na sobotniej premierze, znajdą się tacy, którzy przywitają spektakl brawami na stojąco, i tacy, którzy wyjdą przed jego zakończeniem. Większość z tym, co zobaczyła, zmierzy się dopiero po powrocie do domu. Bo chyba tak należy interpretować nieśmiałe - jak na kieleckie realia - oklaski na zakończenie spektaklu. Gorzej, jeśli te brawa były tylko kurtuazyjną reakcją dobrze wychowanej publiczności. Bo tak to już jest, że wolimy oglądać na scenie coś, co wprawi nas w dobry nastrój, niż nagiego (dosłownie) życiowego popaprańca - Klienta i histeryka - Dealera. Nie zdziwiłabym się, bo zawsze, gdy przeglądamy się w oczach innych, wolimy wierzyć w to, iż jesteśmy piękni i zabawni, niż gburowaci i brzydcy. Radosław Rychcik pokazuje, że jesteśmy brzydcy, a świat jest pełen samotności, cierpienia. Pełen życiowych nieudaczników, poszukujących spełnienia snu o powszechnej szczęśliwości. Nie wszyscy istnienie takiego świata przyjmują do wiadomości i nie dla nich zapewne jest ta sztuka. Ale nie znaczy to, że takiego świata nie ma i że nie warto pokazywać go, by ostudzić trochę zachwyt nad sobą i tym światem.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce
No hay comentarios:
Publicar un comentario